Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/189

Ta strona została skorygowana.

„Czcigodny profesorze
Dobrodzieju!
„Wyobrażam sobie, iż odebrawszy pismo to, zdziwiony jego rozmiarami, z przestrachem spójrzysz na stronę ostatnią i zobaczywszy na niej podpis mój, zżymniesz się wołając. Co ten stary kauzyperda może mieć za potrzebę do mnie pisać na całym arkuszu? Wykrzyknik ten byłby zupełnie usprawiedliwiony, gdyby szło o niżej podpisanego, gdyby w łupinie listu nie znalazł się twardy orzech do zgryzienia, gdyby fantazya wcisnęła mi pióro w rękę, a próżniactwo je nad miarę przetrzymało.
„Zatem, patientia! szanowny profesorze! czytaj i nie feruj dekretu, dopóki nie wysłuchasz sprawy.
„Dnia..... miesiąca.... roku, miałem zaszczyt i przyjemność, jako doradca prawny, towarzyszyć dawnemu Jego uczniowi, panu Ottonowi von Kellner do stolicy, w sprawie zawikłanej ze Ściborowiczami. Nie mogę inaczej rzec, tylko żem w towarzystwie ze wszech miar miłém, młodzieńca wesołego i żywego temperamentu, doznał prawdziwej przyjemności, której żaden obłoczek nie przyćmił. Wesoło nam było w drodze, ochoczo się rozpoczęło życie w wielkiej stolicy północnej, augurować mogłem, iż się téż szczęśliwie zakończy. Tymczasem zaszły pewne impedymenta, które i pobyt nasz tu przeciągnęły i o końcu jego wróżb już tak pomyślnych czynić nie dopuszczają.