Przybycie do Wilna człowieka tak interesami przykutego do stolicy, było wielkiego znaczenia. Pomimo panowania nad sobą i nawyknienia do grania w potrzebie obojętności, p. Rajmund zdradzał poruszenie wewnętrzne.
Po przywitaniu i kilku słowach obojętnych, Marwicz poszedł do drzwi aby się upewnić iż podsłuchiwanemi nie będą, i wprost natarł na p. Sotera.
— Kochany kolego, rzekł głosem drżącym — mamy w tém, zdaje mi się, interes wspólny, aby —
Tu się zaciął.
— Krótko a węzłowato, poprawił się, — zdaje mi się że waćpana pryncypał, pupil, klient, czy, nie wiem jak go mam nazwać — pojechał do Włoch goniąc za moją żoną. Ta kobieta jest mi — potrzebną, a dla p. Ottona, który chce się podobno z nią ożenić, stanie się kamieniem u szyi. Pomóżcie mi ażebym ją odzyskał, a razem was ocalę.
W czasie gdy to mówił przerywanym i niepewnym jakimś głosem, Soter miał czas się trochę rozmyśleć jak mu wypadało się stawić, neutralnym, czynnym — obojętnym czy gorliwym współpracownikiem. Upłynęła jednak dobra chwila nim się zebrał na odpowiedź.
— Sąto, rzekł zlekka podnosząc ramiona — rzeczy nowe dla mnie. Ja o niczém nie wiem.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/201
Ta strona została skorygowana.