P. Kellner pojechał do Włoch dla zdrowia, to mi wiadomo... więcej, nic.
Rajmund patrzał mu ostro w oczy, Rekszewski się tém nie zmięszał.
— Ależ ja wam powiadam jak rzeczy stoją! dodał żywo.
— Więc cóż ja mogę na to radzić?? odparł Soter.
— Waćpan wiesz dokąd pojechał mianowicie? Kiedy?
— Myślisz pan gonić za nim? zapytał Soter z trochą szyderstwa.
Rajmund zamilkł gryząc paznogcie.
— Oprócz oznajmienia że wyjeżdża na czas dłuższy do Włoch, dodał Soter — żadnej innej wiadomości o obrocie p. Ottona nie mam. Na to panu daję słowo uczciwego człowieka.
— Zważ tylko, mówił powoli, że ten, czy ci co uciekają a spodziewają się że za niemi gonić będą, wybierają i drogi i środki takie, aby ich doścignąć nie było łatwo. Wątpię, przypuszczając iż cel podróży Kellnera jest taki jak pan mówisz, by młodzieniec dał się schwytać i zastraszyć lub odpędzić. Trochę zapóźno się kolega wziąłeś do tego. Pocóżeś, nie mając w żonie zaufania, puścił ją od siebie?
— Ba! wykrzyknął Rajmund — Szambelan jest jej opiekunem, wyposażył ją, winienem mu pierwszą protekcyą, nie mogłem odmówić pozwolenia wyjazdu z tym, który niemal ojca jej zastępuje. Wy-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/202
Ta strona została skorygowana.