sycznej, którą dotknąwszy stopą zapomni o wszystkiém i w manuskryptach starych się zagrzebie!!
Śliczna myśl! szkoda że niewykonalna!!
Soter słuchał cierpliwie.
— Trudna do wykonania, nie przeczę, lecz żeby całkiem była niewykonalną, nie powiem.
Słabego Szambelana nakłoń pan aby urlop i pasport wyrobił dla brata. To mu przyjdzie łatwo gdy zechce. Z pasportem i pieniędzmi jedź wprost do Swisłoczy. Co do kierunku podróży pana Ottona, jeżeli zainteresujesz Szambelana, dodał Soter, on ci wskaże — boć wie dokąd pupila udać się musiała.
Zresztą łatwo i tak zgadnąć, że nie mogli minąć Werony, Wenecyi, Florencyi — a może powędrowali do Rzymu...
Szambelan wie o pupili — dokończył Soter. Zatém jeżeli...
Nie dokończył, bo Rajmund już chwytał za kapelusz i z pośpiechem ścisnąwszy jego rękę, biegł próbować wskazanego mu środka ratunku.
Byłto w istocie może jedyny — jeżeliby Kwiryn nie odmówił.
Przez cały ten dzień Rekszewski nie ruszał się z domu, spodziewając się powrotu Marwicza, który ani tego ani następnego dnia nie dał znać o sobie. Trzeciego dopiéro z widocznemi ślady zmęczenia chorobliwego na twarzy, wpadł do Sotra.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/205
Ta strona została skorygowana.