Nazywano go dziwakiem, chociaż nie unikał ludzi a w towarzystwie rzadko się znajdując, był wesół, uprzejmy, dziecinnie prawie naiwny. Widywano go ze studentami grywającego w palanta, w piłkę, biegającego nawet na wyścigi. Do umysłu uczniów swoich i usposobień ich umiał się zastosowywać cudownie, cierpliwość miał niewyczerpaną a gniewnym nikt go nigdy nie widział. Znudzony lub zniecierpliwiony zacinał usta i milczał; było to u niego znakiem, rzadkim, wielkiego niezadowolenia.
Uczniowie za nim przepadali, bo przed nim ze wszystkiego zwierzyć się mogli, a każdemu z nich o ile zdołał pomagał. Pozwalano sobie wiele w jego obecności, lecz słuchano skinienia bez oporu.
Nigdy nikomu nie stojąc na drodze, niedobijając się ani nagród, ani łask, ani stanowiska wyższego, profesor Kwiryn miał miłość i u współtowarzyszów. Wszystkie panie profesorowe, które z mężami swojemi dosyć biedy miewały, patrzały na tego spokojnego, dobrego Kwiryna, jak na ideał, wzdychając, że się żadnej z nich nic podobnego nie dostało.
W stosunkach z kobietami był po swojemu oryginalnym bardzo, nadzwyczaj grzeczny i uprzejmy chwytał je za serca, okazywał największą przyjaźń, sympatyą jakąś dla całej płci, wśród której wyboru nie chciał czy nie umiał uczynić.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/222
Ta strona została skorygowana.