Życie jego płynęło nadzwyczaj jednostajnie, pomiędzy szkołą a tym pokojem w którym go zastaliśmy.
Niekiedy urozmaicała je przechadzka ze studentami, samotna, albo z rodziną którego z towarzyszów. W czasie przechadzek, gdy o książkach zapomniał, Kwiryn bywał wesół, zabawny, jakby odmłodzony; lecz powróciwszy i wdziawszy szlafrok stawał się tym co wprzódy, obojętnym na wszystko w świecie, uczonym z powołania.
Filologia stanowiła główne jego zajęcie, lecz bibliotekarz utrzymywał, że w studyach jego nie było żadnego ładu i planu. Nagle zapotrzebowywał ksiąg na pozór zupełnie obcych swojemu przedmiotowi i w nich się zatapiał. Z głównego gościńca zbiegał na drożyny i błąkał się po nich.
Umysł miał nienasycony, ciekawy i jeden z tych co ciągle widzą związek wszystkich rzeczy wszechświata, a odrębnie ich zrozumieć nie mogą.
Dla zwiększenia skromnego swojego dochodu, z którego część oddawał matce i siostrze, profesor utrzymywał kilku uczniów i do nich korepetytora, ale sam też czuwał nad niemi jak nad własnemi dziećmi. To mu zabierało wiele czasu. Inni studenci wychowańcom jego zazdrościli, bo tym było i dobrze i swobodnie, i nauki im szły łatwo. Kwiryn godzinami czasem nad tępszemi pracował....
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/224
Ta strona została skorygowana.