Róża pozdrowiła go nadzwyczaj uprzejmie, wesoło, bez najmniejszego zmięszania się. Otton oddał ukłon zimno, Senator podał rękę Marwiczowej i szli tak już wszyscy razem ku Giardino reale.
Kwiryn rad był korzystać z tego niespodzianego spotkania, aby się z Ottonem rozmówić pocichu, Róża zaś, dla której Senator był zabawką nową, zapomniała potrzebnego nad niemi nadzoru. Mówiła już bardzo żywo z dawnym znajomym.
— Jakże się to stało, żeś pan mógł opuścić stolicę?
— Rzecz bardzo prosta — odparł grzeczny Senator, stęskniłem się za panią a instynkt serca poprowadził mnie w jej ślady.
— Bardzo to ładne, ale panie senatorze, mówmy prozą!
— Niestety! jest to proza i prawda na nieszczęście moje, odparł przybyły — ubolewam że pani mi wierzyć nie chcesz. Goniłem za moim ideałem!
Róża podziękowała mu wejrzeniem śmiałém.
— Pan wiesz, rzekła, że ja się z mężem rozwodzę?
— A! a! tegom się nie spodziewał! zniżając głos, z ironią odparł Senator. Pani nadto jesteś rozumną, aby tak sobie postąpić!
To mówiąc obejrzał się i zobaczył, że Otton z Kwirynem w tyle pozostali. Począł więc śmielej.
— Na co się to pani zdało? Lepiej jest zawsze męża zwodzić, niż się z nim rozwodzić. Młody ten
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/256
Ta strona została skorygowana.