Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/286

Ta strona została skorygowana.

mu. Profesor obliczał dnie i śpieszyć musiał; Kellner pierwszego dnia zgadzał się na wszystko. Wybiegł tylko na miasto na godzin parę i dosyć późno powrócił, gdy towarzysz już o niego zaczynał być niespokojnym.
— Wiesz, profesorze — odezwał się wchodząc, tak się jakoś czuje zmęczonym, niezdrowym, potrzebującym wypoczynku, a Wiedeń wydaje mi się tak miłym, że — puszczam cię przodem.
Tobie pilno? nieprawdaż. Ja cię napędzę...
Chociaż dziwném się to nagłe postanowienie zdawało Kwirynowi, nie widział potrzeby mu się sprzeciwiać.
— Dla mnie już się ociągać z powrotem, niepodobna — odezwał się — ale i wy nie odpoczywajcie tu długo. Wiedeń ma sławę niebezpiecznej Kapui, a ja dla ciebie wszystkiego się boję!
— Kiedy ci słowo, daję że jak najgrzeczniej odpoczywać będę.
Nazajutrz Kwiryn udał się w dalszą drogę, nie bez jakiegoś niepokojącego przeczucia. Otton zwykle przed nim nie kłamał, nie miał żadnego powodu go posądzać...
Ciesząc się zdobyczami podróży, których dwie paki za nim ciągnęły, kilku wydaniami princeps, kilku białemi krukami literatury klasycznej, mnóstwem rozpraw o starożytnościach rzymskich, za bezcen nabytych, profesor szczęśliwie i w po-