był raczej słuchaczem w niej niż doradcą; przerywał zaledwie bratu słowem jakiém, które rzadko do przekonania jego trafiało.
Po rozmaitych dziwacznych pomysłach rzuconych na wiatr, Rajmund, uznając chwilową swą niemoc, musiał się ograniczyć na najskromniejszém postanowieniu jechania do matki i przesiedzenia jakiegoś czasu w Żulinie. Nie było wątpliwości, że tam zostanie po macierzyńsku przyjęty. Kwiryn, obiecywał mu też na jaki tydzień w czasie świąt przybyć do nich, wedle zwyczaju swego.
Rajmund, nie dosyć może pewien jak go przyjmie matka, która i z wydania Julii nie była rada, i z całego postępowania starszego syna — zajechał, jak się okazało, do Świsłoczy, w nadziei zabrania z sobą brata, jako pośrednika. Kwiryn właśnie w tej porze jechać nie mógł, ale dał list czuły do matki, i po dniu strawionym razem, bracia się z sobą rozstali.
Rajmund wyjeżdżając, zamiast boleć nad sobą, klął, odgrażał się i zemstę srogą wywrzeć nad żoną poprzysięgał. Nieszczęście, jakie go dotknęło nie poprawiło go wcale, zajadlejszym uczyniło tylko. Smutny powrócił do przerwanego życia swojego spokojnego profesor. Los brata i szał nieszczęśliwego Ottona zarówno go zgryzły. Obu im żadną nie mógł być pomocą; Kellner wstydząc się swej winy, nie odzywał się nawet do niego.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/294
Ta strona została skorygowana.