Miało to swą dobrą stronę, bo nie dawało profesorowi zupełnie zaschnąć i stać się machiną filologiczną.
Jakkolwiek nauka była dlań najwyższym celem życia, obowiązki względem siostry, potrzeba utrzymania niezależności od ludzi, zmuszały zaniedbywać ją potrosze. Do tego przyczyniała się myśl smutna, że bądź co bądź, ze studyów swych on sam tylko mógł korzystać; uczniów nie miał, a o ogłaszaniu drukiem owocu pracy, myśleć nie mógł.
Robiło mu to wielką, dziecinną prawie przyjemność, gdy rozwiązanie szczęśliwe jakiej zagadki, co do tekstu, którego z klasycznych pisarzy, posłane do Jeny lub Halli, wydrukowane tam zostało. Ale się to trafiało rzadko.
W pierwszym roku pobytu na wsi, zaczął Kwiryn tęsknić za swą szkołą i towarzyszami. Pisywał do nich listy, odbierał odpowiedzi; raz pojechał w odwiedziny, i złożyło się tak, że wzięty za słowo, zaprosił profesora historyi z żoną i córką do siebie na wakacye.
Z profesorem, którego przezywano Seneką, dla tego że się lubił tym pisarzem zajmować, Kwiryn był w najściślejszych stosunkach przyjaźni. Byłto człowiek już nie młody, ale żwawy, krzepki, żywego temperamentu, wesoły i wielki bellico tibrorum. Jak Kwiryn, czytał wiele, chciwie, nienasycenie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/312
Ta strona została skorygowana.