ków znali, do wieczora byli z nią, w najpoufalszym stosunku.
Z familią Seneki nowe życie wstąpiło do Żulina: weselej było, pełniej. Głos starego historyka, pełen rubaszności jakiejś i pogody niczém nigdy niezamąconej, rozlegał się po domku z jednej, z drugiej strony szczebiotanie Jadzi i Faustyny.
Uczona panna, jakby zapomniała o swych atrybucyach miejskich, tu rozprawiała o kuchni, o zapasach domowych, o różnych drobnostkach, z żywém zajęciem niemi. Chciała się stać użyteczną, rwała do roboty. Słowem szło dziwnie harmonijnie i raźnie dni pierwszych, a dwaj uczeni, gdy nie było dokąd na przechadzkę, szli gęsiego miedzami po polach i zapamiętale rozprawiali o kwestyach spornych z dziejów starożytnego świata...
W kilka dni zaczął się pewien ład tworzyć i program zajęć dziennych; wszystko wchodziło w karby. Profesorowa odżywiona, mniej nawet była smutną, a panna Faustyna odzyskała całą swą śmiałość dawniejszą. Nawykła przewodzić rodzicom, zaczęła rządzić się i u Kwiryna, a co gorzej, nim nawet samym, na co on przyzwalał.
Prawda, że te łagodne rządy niewieście były mu bardzo wygodne. Trzeciego dnia panna Faustyna lepiej od niego wiedziała gdzie która książka leżała i szła o zakład, że ją znajdzie pociemku.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/318
Ta strona została skorygowana.