Panna Faustyna pomilczawszy trochę, zapytała go.
— Kochałeś się pan kiedy?
— Ja? odparł przestraszony profesor rumieniąc się.
— Mów pan prawdę! dodała śmiejąc się profesorówna.
— No, to powiém. Nie — zawołał Kwiryn. Ile razy zabierało się na coś podobnego w sercu mojém, wczas cofałem się przez tchórzostwo.
Powiem więcej: kilka razy w samej pannie Faustynie gotów byłem się zakochać, a teraz, gdyśmy tak długi czas z sobą przebyli, mogę się przyznać że — że taki jestem rozkochany — ale, cugli sobie nie puszczę!!
Profesorówna stanęła i poczęła mu się przyglądać litościwie.
— Co pan pleciesz? spytała.
— Prawdę mówię. Kocham się w pannie Faustynie, ale potrafię to zwalczyć, bo wiem że najprzód pani mi nie możesz się wywzajemnić...
— Któż to panu powiedział? odparła profesorówna.
Kwiryn zmięszał się, ujął ją nieśmiało za rękę.
— Nie żartuj panno Faustyno.
— To nie są wcale żarty, ja dla pana mam serdeczne uczucie — braterskie... odpowiedziała panna.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/323
Ta strona została skorygowana.