Przy gościach którzy przychodzili na wieczory, na wista, na obiady, okazywała mężowi czułość największą, niekiedy zdającą się mieć na celu udręczenie go umyślne; sam na sam była tyranem, niedającym mu chwili spokoju.
Pomimo obietnicy zapisów i przyrzeczenia testamentu, pani Rajmundowa umiała się tak ubezpieczyć, iż w każdej chwili mogła rozporządzenie odwołać. Trzymała wszystko w ręku — a niekiedy nielitościwie naigrawała się z męża, iż na śmierć jej wyczekiwał...
Rajmund prześladowany, męczony, szpiegowany, trzymany na uwięzi, wściekał się, ale poradzić nic nie mógł. Praw swoich do majątku nie zrzekała się pani, a nowe nabycia męża pilnowała, aby nie na wspólne imię były robione, ale na jej tylko. Ile razy prawne formy wymagały tego ustępstwa, kazała sobie mężowi wystawiać rewersa przy świadkach, posyłała je do akt — i Rajmund na pozór coś posiadając, w rzeczy samej nic nie miał, oprócz zapewnień szyderskich i nadziei. Stara pani rozumiała to dobrze, iż wyrzekłszy się majątku, byłaby postradała męża. Niewolnik ten był jej potrzebnym na to może, aby swój zły humor i gniewy miała na kim spędzać.
Położenie Rajmunda w domu było tém przykrzejsze, że pani rozporządzająca znacznemi sumami, otaczała się faworytami płci obojej. Kamerdyner, piękny, urodziwy i bardzo roztropny
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/355
Ta strona została skorygowana.