Profesor, woźnica, chłopiec i konie nawet zdały się czuć to, że do domu wracają, pośpieszali wszyscy. Kwiryn tęsknił już do żony i dzieci, woźnica de chaty, chłopiec do jakiejś Paraski do której wzdychał, konie do żłobu do którego nawykły... Podróż do Żulina o pół téż dnia prędszą była niż jazda do Wilna.
Bryczka zaledwie się pokazała zdaleka, gdy już w ganku jasne suknie zobaczył Kwiryn i chustką począł wywijać. Stała tam Faustyna z córką na ręku, synek, Jadzia i sługi nawet.
Wołanie — pan! pan jedzie! rozlegało się po całym dworku. Z radości ludzie głowy tracili, psy naszczekiwały, a podwórzowy żółty Łysek, najspokojniejsze stworzenie w świecie, rozhulawszy się popełnił niedorzeczność i gęsi rozpędził.
Kwiryn wysiadając mówić nie mógł; zdawało mu się że nie wiedzieć od jak dawna nie widział
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/375
Ta strona została skorygowana.