wał nieustannie, lecz wedle swego obyczaju, zbaczając ciągle na różne boczne drogi które go nęciły, powoli bardzo dochodził do końca, chcąc zawsze rzecz wypełnić tak, aby jej związek z innemi pokrewnemi nie był zaniedbany.
Utył, posiwiał, wyłysiał trochę pan Kwiryn, lecz dusza w nim pozostała dziwnie młodą, uczucia gorące, naiwność niemal dziecięca.
Byłto może jedyny na okolicę człowiek, który się nie skarżył nigdy, utrzymując że jemu na świecie było tak dobrze, iż lepiej być nie mogło.
— Cała sztuka, jak mówili starzy filozofowie, zamiast dać rosnąć pragnieniom, ograniczać je, i od losu nie żądać łask nadzwyczajnych — powtarzał pan profesor; kto ma czas około swej duszy pracować, nie łaknąc chleba — więcej się domagać niepowinien.
Jestem swobodny, mam chleba kawałek, mogę się uczyć. Czego u licha chcieć więcej, gdy się na przysmak ma taką żonę jak ja, i takiego chłopca, aby w niego duszę swoję przelać!
Od wyjazdu z Wilna i pożegnania z bratem, Kwiryn nie miewał znów o nim wiadomości, chyba od obcych i z ogólnych posłuchów, które go dochodziły. Mówiono o p. Radcy jako o człowieku wielkiego wpływu, znacznego majątku, mającego w świecie pozycyą znakomitą; powtarzano że miał się starać o kogoś, że miał się żenić z kimś, że odbywał podróże dla zdrowia i t. p.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/398
Ta strona została skorygowana.