Janek, który był właśnie na wakacyach w domu, obiecywał ojca zastępować w polu, bo równą miał ochotę do koni i do książek.
Wyciągnięto owę starą brykę, która się zawsze tą samą nazywała, choć raz podłożono pod nią wasąg zupełnie nowy, a potém całkiem nową budą składaną ją pokryto.
Wzdychając wsiadł p. Kwiryn do niej i wyjechał w imię Boże, ciekawy po co bratu mógł być potrzebnym.
Listem na pocztę uprzedził go, iż przybywa.
Nałogowo trzymając się miejsc i ludzi znanych, chciał profesor do tej samej gospody zajechać, w której stał przed laty; ale się okazało że na jej miejscu stała kamienica nowa, a hotelu trzeba było szukać gdzieindziej. Znalazło się pomieszczenie zbyt paradne, a nazajutrz Kwiryn przystrojony w najświeższy garnitur w Brześciu sprawiony, o dziesiątej poszedł do kamienicy brata.
Tu było wszystko jak przedtém, szwajcar w bramie, usługa w liberyi, dom na stopie pańskiej. Stróż u wrót stojący odprawił go tém, że pan Radca przed dwunastą nikogo nie przyjmował.
Napróżno mu się oznajmił jako brat i wezwany umyślnie; nieubłagany urzędnik obojętnie mu powtórzył, że rozkaz pański żadnym nie podlegał wyjątkom.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/401
Ta strona została skorygowana.