Punkt o trzeciej otwierały się przed nim drzwi salonu, po którym już chodził wolnemi krokami, wyświeżony, ubrany z niezmierną starannością i smakiem gospodarz, w towarzystwie doktora, mężczyzny otyłego, czerwonego, zdrowego i rubasznie wyglądającego; przy nim Rajmund jeszcze bardziej pańską miał minę, ale straszliwie wymokła. Po wzajemném zaprezentowaniu rozmowa o gorącém lecie, upałach, burzach, urodzajach szczęśliwie zawiązana, trwała do obiadu. Ten podany był w sali, w której stały owe bufety pełne sréber.
W chwili gdy do niej wchodzili, Kwiryn ujrzał przy główném krześle niezrozumiałe dla siebie zjawisko. Stała bardzo pyszniąca się sobą, piękna, młoda, ostrych rysów twarzy, trochę nadąsana pani czy panna, mająca zająć miejce gospodyni.
Strój jej wielce elegancki, przybory jego kosztowne, okazywały że panna Filiberta (onato bowiem była), choć urzędowego w domu stanowiska nie miała, na wysokiej stopie stała.
Suknię miała, koronkami obszytą, łańcuch na szyi, prześliczny zegareczek u pasa, a na rękach rękawiczki, artystycznie opinające trochę długie paluszki.
Nie mówiąc kto to był i co tu robił, zaprezentował jej gospodarz Kwiryna.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/405
Ta strona została skorygowana.