tysa dosyć, Marwiczowa ci nie zapłaci jak naleleży, bo nie ma z czego!
— Niekoniecznież to człek dla samej zapłaty służy, odpowiedział Gierstut, kręcąc siwego wąsa. Jadłem ich chleb przez pół wieku, a terazbym miał wdowę i sieroty porzucić, kiedy nikogo nie mają? A cóżbym to ja wart był? pytam się?
Gierstut więc przeniósł się do Żulina, uważany bardziej za przyjaciela, za członka rodziny niż za sługę. Dzięki jemu tylko, mogła pani Marwiczowa synom dać wychowanie i z córkami niedoświadczać niedostatku. Stary ekonom po staremu wprawdzie gospodarzył, nowin się obawiał wszelkich, ale pilnował roboty troskliwie i nic nie zaniedbał.
Rodziło też do zazdrości na Żulinie.
Nie wszyscy dawni przyjaciele i znajomi z lepszych czasów wyrzekli się zubożałej wdowy, lecz stosunki ostygły, Marwiczowa nie narzucała się nikomu z obawy, aby nie posądzano jej że pomocy żądać może, krewni i znajomi nie garnęli się wcale.
W osamotnieniu tém życie płynęło bardzo cicho i jednostajnie.
Panny, których wychowanie za życia ojca zaledwie było rozpoczęte, kończyły je same pod prawodnictwem matki, nie wymagającej dla nich wiele, bo o świetnej przyszłości nie marzyła.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/52
Ta strona została skorygowana.