Miło go słuchać było, a matka i siostry wierzyły w niego tak, iż o najmniejszą przesadę nie śmiałyby go posądzić. Z pozorną skromnością umiał się im przedstawić zawsze z najlepszej strony, a Kwiryna z braterską miłością i politowaniem, malował jako niedołęgę, który nigdy w życiu rady sobie dać nie potrafi.
Nie taił on przed matką porobionych w Wilnie stosunków i znajomości, lecz w taki sposób o nich mówił, że nic w nich zdrożnego upatrzyć nie było można. Matce ani siostrom wcale się nie zdawało dziwném, że Rajmundka mógł ktoś pokochać i przywiązać się do niego, a chciał zająć się jego losem.
W wizerunkach Szambelana, Szambelanowej, prawda tak była umiejętnie wycieniowaną, że się stawała fałszem, nie tracąc pewnych rysów głównych. Rajmund też nie myślał o tém by kłamał, modyfikował tylko rzeczywistość tak, aby surowych zasad matki nie raziła.
Gdy po kilku dniach pobytu oświadczył, że musi pojechać na wieś odwiedzić Szambelana, już Julka wiedziała pod wielkim sekretem, że były jakieś projekta bardzo świetne dla Rajmunda. Ona go tak dobrze rozumiała, iż przed nią nie wahał się wyspowiadać szczerzej trochę.
Gdy wyjechał w te odwiedziny, zadumana matka czekała dosyć niecierpliwie powrotu. Zwlókł się on, gdyż Romek uznał właściwém kuć
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/55
Ta strona została skorygowana.