Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/59

Ta strona została skorygowana.

ówczas matka spojrzała, zdradziłby się przed czasem. Pomilczał chwilę i odparł głosem obojętnym.
— Już to proszę Mamy, dostać się na ludzkie języki, Boże uchowaj, czego nie skomponują! Jeszcze w dodatku na panów, na arystokracyą, byle najmniejszy pozór, potwarzy miary niema. A ja wiem od samego Szambelama, dodał, że to największy, najniepoczciwszy fałsz w świecie.
— Jakże? to on ci sam mówił o tém? zapytała matka, oczy na niego podnosząc.
— A mówił — rzekł Rajmund, bo wie że go ogadują za to, za co go właśnie wielbić potrzeba.. Ja to Mamie opowiem później! dokończył dosyć gorąco syn, i lękając się może sióstr powrotu, zwrócił zaraz rozmowę. Pani Marwiczowa nie nalegała.
Rajmund choć chciał okazywać wesołość, niepotrafił jej tak odegrać, aby Julka się nie domyśliła iż coś ma na sercu. Spytany jednak nie przyznał się do niczego: rozmyślał właśnie jak miał mówić z matką, jak jej ubarwić rzecz całą i skłonić aby przeciwną nie była.
Wieczór upłynął jakoś niezbyt wesoło, składano usposobienie Rajmunda na zmęczenie podróżą. Wistocie rozmyślał nad tém, czy ma natychmiast zagaić sprawę, czy ją odłożyć na który z dni następnych.
Ciężko mu było nosić się z tém brzemieniem na sercu, postanowił więc nie zwlekać.