kuta a zła i próżna. Okułowicz, kawałek mechesa, a panienka ni ojca, ni matki, ni imienia! Toż to zgroza, żeby poczciwe Marwiczów imię miało się tam do nich dostać. Tfu!
Rajmund słuchał, starając się gniew pohamować.
— Z dobrego serca to mówisz, odparł, nie wątpię — ale ty lepiej ich nie znasz jak ja, a ja wiem co i dla czego robię. Ja całe życie w Żulińskim gnoju siedzieć nie myślę.
— E! panoczku! rzekł Gierstut, lepszy mój Żuliński gnój, niż szambelańskie aksamity.... na których plamy niezmyte.
Ubogim być niema wstydu, a tam sięgać po chleb, gdzie sromu się trzeba napić — pfe!! pfe!
Strząsnął się starowina — Rajmund mu nie raczył nawet odpowiadać, uśmiechał się pogardliwie.
— Matkę wpędzisz do grobu — dodał Gierstut, a sam z tego pociechy mieć nie będziesz.
Postał jeszcze, na odpowiedź czekając i widząc wreszcie że Rajmund mówić z nim nawet o tém nie chce, strzepnął czapkę, zwrócił się ku drzwiom i już nie żegnając go, wyszedł.
W życiu Rajmunda byłyto pierwsze niemal przejścia, mogące mieć wpływ na przyszłość jego. Czuł on, że doszedł do tego rozstajnego punktu drogi swej, od którego począć się miał pochód
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/71
Ta strona została skorygowana.