za tajemnicę, której nie dochowywał, płacić sobie kazał.
Postępowanie jego zupełnie uniewinniało Szambelanowę, która wstępowała w ślady męża, lecz zachowując pewne pozorne decorum, z obojętnością kobiety znudzonej, nie wierzącej już w nic na świecie i starającej się życie sobie uczynić znośném. Mąż, który jej był winien ratunek w wielu razach, z wielkiém poszanowaniem, uległością niemal się z nią obchodził.
Dom na wsi i w mieście, pomimo pańskiej stopy, na którą nie zawsze starczyło, mimo uprzejmości wielkiej obojga gospodarstwa, nie wiele przywabiał gości. Drobna szlachta miała Szambelana za arystokratę, panie się krzywiły jakoś na Szambelanowę i nie jeździły do niej chętnie; najwięcej bywało mężczyzn i urzędników, czasem krewni obojga państwa, wypatrujący czy ze spadku po nich ocalić się co nie da.
Na ten trudno było rachować, bo oboje żyli niepomni jutra, a sam pan chciał tylko coś ocalić dla Różyczki, którą kochał coraz bardziej. Zdawało mu się że była do niego podobną i — niestety — w temperamencie i charakterze znajdowały się analogie niezaprzeczone. Zimę zwykle spędzali państwo Szambelaństwo w mieście, dla obojga było to potrzebą, warunkiem życia: latem przesiadywali albo w odłużonych dobrach zna-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/77
Ta strona została skorygowana.