i posypały się najrozmaitsze żądania i fantazyjki tak bez ceremonii żadnej, iż Rajmund w końcu, potakując zadumał się.
Myślał że między obietnicą a spełnieniem zawsze różne okoliczności uniewinniające go zajść mogą.
Okułowicz zbyt sam lubił szampana, by nie korzystać z tak dobrej zręczności i nie wypić zdrowia przyszłej pary, jej protektora, a kilku kieliszków anonime.
Zaledwie czas miał poparzyć się czarną kawą Rajmund, gdy Szambelan go wyprawił do księdza Gawryłowskiego.
Bosy chłopak spotkany w ulicy ofiarował się niebardzo z miasteczkiem oswojonego Rajmunda na probostwo zaprowadzić.
Byłto naówczas dom stary i dosyć licho wyglądający. Ksiądz Kanonik Gawryłowski, który tu mieszkał, podstarzały człowiek, słynął zarówno z bogobojności jak z cierpkiego charakteru i dosyć szorstkiego obchodzenia się z ludźmi.
Przygarbiony, siwy, w mosiężnych wielkich okularach na nosie albo w ręku z niemi, staruszek zaniedbany był wielce w ubraniu, i dla świata powierzchowności swej nie przystrajał. Czy zdrowia, czy humoru, czy zasad skutkiem, Kanonik do wszystkich zawsze ostro zwykł był przemawiać, jak gdyby w konfesyonale siedział i miał obowiązek karcenia.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/90
Ta strona została skorygowana.