się z wszystkiemi językami miejscowemi i mówił niemi dosyć znośnie. Polityk w swoim rodzaju dosyć zręczny, przyznawał się do takiej narodowości, jaka mu bywała najdogodniejszą. Z Niemcami był gorącym patryotą niemieckim, z urzędnikami, mówił po rosyjsku i ręczył że do nich duszą i ciałem należał, z obywatelstwem umiał się sprzedać jako potomek rodziny gdzieś w Kurlandyi czy Inflantach polskich, zdawna osiadłej i nie obcej losom państwa, którego one część stanowiły.
Gdy przychodziło wszakże do bliższego wyjaśnienia rodowodu, pan Kellner starał się wymijać pytania i odwracać rozmowę, a byli ludzie starzy którzy zaręczali, że znali go bardzo nędznym pisarkiem w jakiejś kancelaryi, drudzy szeptali że wprzód jeszcze był w sklepie korzennym komisantem.
Nie czyniłoby mu to ujmy, gdyby się tak starannie nie taił z swą przeszłością, w której ciemnościach można się było czegoś nieczystego domyślać.
Jak przyszedł do znacznej majętności, nabytej z licytacyi a do któréj potém przykupił coś jeszcze, zkąd się wzięły w jego ręku kapitały, jak się dorobił tyle grosza, było również nierozwikłaną tajemnicą.
Żona pana von Kellnera była francuską — szwajcarką, i wszyscy wiedzieli, że mu nic nie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/99
Ta strona została skorygowana.