Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa a dwa cztery.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

Przepadłem krzyknął rozpaczający i rzucił błędny wzrok po sprzętach i po sobie. Ty jeden zakładzie czułości rodzicielskiej, pozostałeś mi na świecie. Nic nie umiem, żadnego nié mam sposobu do życia! cóż pocznę?
— Pojedziemy! krzyknął Jerzy we drzwiach, ależ bo i koniki i bryka przestronna, można będzie spać przez drogę.
— Daj mi pokój! odpowiedział ponuro Puszyński, skradziono mi pieniądze.
Kiedy? zapytał przelękniony sługa.