Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa a dwa cztery.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

Ryszard z wlepione mi weń oczyma, stał na środku pokoiku i wpatrywał się w obrót kół powolny, przysłuchując się równym i bezprzestannym tykaniom tego narzędzia. Ręce jego były w tył założone, głowa nieco na piersi pochylona, a włosy spadały w nieładzie na skronie. Ojciec jego siedział z założonemi nogami na kanapie, jedną ręką uderzając ciągle po kolanie, a drugą wodząc po brodzie. Wzrok jego posępny spoczywał w tej chwili na synie. Benisia robiła pończochę przy stoliku, a poruszenie jej białych jak marymoncka