Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa a dwa cztery.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

ją myśli, które malowały się na twarzy i w pończoszce, bo każcie nieprzyjemne przeczucie zrywało nitkę lub spuszczało oczko, spokojność jednak duszy i prostota przy żywości jej piękną twarzyczkę cechowały. Matka, którąśmy już raz w pierwszym widzieli rozdziale, z miną posępną i nabożną, czytała cóś w księdze przed nią leżącej, przesuwając paciórki swego różańca. Usta przesuwały się zwolna, a ciche szeptanie, mieszało się z odgłosem zegaru, i milczenie panowało wokoło. Ryszard nieprzestawał patrzeć na zegar, ociec stu-