Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa a dwa cztery.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

szard i palcem na błyszczącą gwiazdę ukazał.
— Gdzież ta twoja kochanka?
— Patrz ojcze! z jakim blaskiem świeci ona, na pogodném niebie, jak miły promyk tey gwiazdy! Ona mi się uśmiecha, ona mię co wieczór wita! znam ją od urodzenia, strzeże mię zawsze i rzadko na mnie się gniewa! to moja kochanka!
— Głupiusieńki! rzekł sam do siebie ojciec ruszając ramionami. Chodź, powiedział potém do syna, zejdźmy na dół na herbatę.
— Chodźmy, odpowiedział Ry-