Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa a dwa cztery.djvu/196

Ta strona została uwierzytelniona.

przebierając dosyć niezgrabnie po fortepianie.
— Ale to kara Pana Boga! rzekła znowu pierwsza, trzeba posłać.
— Wartoby było,
— Chłopcze! hej! Szymku! chodźno tu — i Szymek stanął we drzwiach, dojadając nieznacznie kawałka pulchnej bułki.
— Ruszaj! mówiła do niego Jejmość, do Pana metra, co to tu był dziś rano — rozumiesz?
— Rozumiem.
— I proś go żeby tu prędzej przy-