Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa a dwa cztery.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

robić nie dozwalała. Obie milczały, spoglądając tylko kiedy niekiedy na siebie — Wybił kwadrans, chłopca nie ma, Jejmość porzuciła robotę i okulary i znowu chodzić zaczęła, Benisia nastawiała ucha i tak przeszedł kwadrans, wybiło pół do siódmej. Drzwi otwarły się z trzaskiem, i chłopiec wbiegł na środek pokoju — Młódsza kobieta poskoczyła żywo, wołając — a co? a co? — a starsza z pozorną obojętnością postępując ku niemu, milcząc rzuciła tylko na niego badające wejrzenie.
— Już to moja Jejmość, rzekł po