Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa a dwa cztery.djvu/216

Ta strona została uwierzytelniona.

ły! no! oczy do góry, brwi zmarszczyć — marsz. I gdy tak myślał sobie, zacny Pan szedł krokiem drżącym ku mieszkaniu, zbrojąc się po drodze w całe męstwo, na jakie tylko dusza jego mogła się zdobyć.
Już pod samemi prawie drzwiami, zastanowił się raz ostatni dla namysłu, i sam siebie niby zwyciężając, a raczej — usiłując poskromić wewnętrzną bojaźń, otworzył do połowy drzwi, i jednę nogę za próg przełożył — więcej uczynić już nie mógł; bo i siły i męstwa mu zabrakło. Pozostał więc zawieszony mię-