Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa a dwa cztery.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ma racyę — odpowiedział piekarz ze złośliwym uśmiechem stukając laską.
— Otóż on to, dla prawienia córce Pańskiej czułostek, chciał się pozbyć Puszyńskiego; aże ten nie w ciemię bity, więc się uparł, i tak długo się wadzili, aż nareście oba uszli z placu.
— Niegodziwiec!
— Mojém zdaniem, mówił dalej opowiadający, Pan Puszyński źle bardzo sobie postąpił, iż tak łagodnie.
— Łagodnie? pięknie mi łagodnie?! wygnać kogoś z przed me-