Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa a dwa cztery.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

pieski szarpiące drogą warszawską perukę. Ażeby większego nie wzbudzić śmiechu, z sercem pełném goryczy i niesmaku, udał się w kąt i zaczął odbierać należność swoję od natarczywych rabusiów.
— A fuj! a puść ha! a nie pójdziesz! mówił półgłosem, żeby go nie usłyszano. Pies odwrócił się, pokazał zęby i darł dalej. Gospodarz zaś nieśmiałą rękę posunął ku przedmiotowi poszukiwania i prędko ją cofnął, gdy pies trzymając silnie zdobycz, zawarczał przeraźliwie. Otóż to pożytek wieczorów, myślał