po całych dniach, ale to nie pomagało. Przyszły i inne kłopoty, ludzie o pieniądzach się dowiedzieli, ten i ów zaglądał, posądzano dziada o kradzież, o rabunek, nareszcie zamknięto do kłody. Szczęściem pieniądze wprzódy w ziemi zakopał.
Dostawszy się do ciupy, Taradaj już był tak nieszczęśliwy, że włosy sobie darł z głowy.
— A niechajby te przeklęte pieniądze licho brało! — wołał.
Przeszedł miesiąc czy więcej, dziada nie wypuszczano. Opójduchowa poszła na odpust, patrzy, siedzi z garnkiem Taradajka, rękę wyciągnęła i żebrze: — Za duszyczki, znikąd ratunku nie mające!
— Miły Boże, a toć ona! — zawołała — a wiecie, co się z waszym stało? Toć siedzi zamknięty już czy nie osiem niedziel...
Taradajka rozpłakała się, wzięła kij i poszła wprost z odpustu pod ciupę. Musiała dać kilka szelągów, aby ją wpuścili do męża. Gdy spojrzeli na siebie, popłakali się oboje.
— A bodajmy ich byli nie widzieli! — począł dziad — bodajby ja ich nie oglądał na oczy moje! Djabelski to dar i nieszczęście przyniósł z sobą. Byle mnie puścili, rzucę na dno do studni!
Poszła Taradajka za mężem prosić, i jakoś go uwolnili.
W dobrej zgodzie powlekli się do domu.
— Co wy macie rzucać tyle złota do studni? — odezwała się baba — toć szkoda. Kupujmy, jedzmy i pijmy, co wlezie, to się ich pozbędziemy rychło i tyle...
— Niech i tak będzie! — odparł dziad.
Wprost tedy na ogród szli za chatę, gdzie pieniądze były zakopane.
Dziad kroki wymierzył. Miejsce znalazłszy, patrzy: dołek wykopany, a w dołku coś wcale do pieniędzy niepodobnego...
W ręce plasnęli oboje.
Pieniędzy nie było.
Wieczorem siedzieli oboje pochmurni, nazajutrz mówią, że Taradaj się obwiesił na gruszy, a żona znikła ze wsi bez wieści.
Pasimucha tylko opowiadał w gospodzie, na jakie to sztuki się djabeł bierze, gdy się na kogo zasadzi.
— Żeby był nie powiedział głupiego słowa w złą
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziad i baba (1923).djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.