Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziad i baba (1923).djvu/8

Ta strona została uwierzytelniona.

oboje, ażeby, uchowaj, Boże, nikomu w świecie nie mówić o tych pieniądzach. Baba przyrzekła, a Taradaj też powtarzał:
— Albo ja głupi?
Zrana się jakoś wypogodziło, poszedł Taradaj do gospody na piwo. Miał tam starego jednego dobrego druha, Pasimuchę, poczciwe bardzo człeczysko. Kazał mu dwa piwa postawić.
— Wiesz, stary — szepnął mu w ucho po drugiej półgarncówce — jakby ty się zaklął, że nikomu ani piśniesz, jabym ci co zwierzył.
Zaklął się strasznie Pasimucha, bodaj sczezł, bodaj świata nie oglądał, bodaj roku nie dożył i t. d.
Naówczas Taradaj mu pocichu, ręką się zasłaniając, od A od Z opowiedział wszyściutko i na dowód pokazał dukata.
Pasimucha oczom nie wierzył, dukata w zęby wziął, próbował kąsać, głową kiwał i wyszli z gospody na gawędę za płoty.
Taradajka też, wyszedłszy z chaty, wprost pobiegła do kumy swej, do Opójduchowej, której dziecko było słabe. Poczęstowali ją krupnikiem, napiła się trochę raz, słodki był, popiła drugi.
— A! moja ty Opójduchowa serdeczna i stateczna, moja ty jedyna! Jakbyś ty mi się zaklęła na duszę, na zbawienie, że nikomu nie powiecie, to jaby wam coś osobliwego zwierzyła.
Opójduchowa uderzyła się w piersi kułakiem.
— Czy ty mnie nie znasz? czy ty nie wiesz, że ja umiem język trzymać za zębami? A jużci się klnę na wszystko najświętsze!...
Taradajka nachyliła się do jej ucha i wyspowiadała. Poczęły w ręce plaskać, a psy wieszać na dziadzie, że sobie skarb chciał przywłaszczyć.
Trzeciego czy czwartego dnia po wsi pletli różne rzeczy, że Taradaj ćwierci pożyczał w karczmie, na której smoły trochę było u dna, a gdy ćwiartkę odniósł, dukat znaleźli do niej przylgnięty. Inni mówili, że djabłu duszę sprzedał, inni, że stara kura niosła jaja, dukatów pełne, a nareszcie, iż barana miał w komorze, który jak się strząsł, sypały się z niego czerwońce.
Przed Taradajem siaki taki czapkę zdejmował, czego nigdy dawniej nie bywało.