Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

Król nadąsany zamilkł... ale w jednej chwili zwinęła się myśl w jego biednej głowie, podniósł oczy i zapytał.
— Czy Przerębski odniósł historyą Müllera?
Hanna się uśmiechnęła.
— W całości... i niepoplamioną...
— Postawiłaś ją na trzeciej pułce przy historykach niemieckich?
— Według numeru...
— Cóż mówił? pytał o mnie?
— Czeka na szachy...
— Nie mogę z nim grać, bije królowę... tego nie znoszę...
— Przyrzekł poprawę...
— A Muthauer co porabia?
— Zmartwiony bardzo wycieczką waszą... i niespokojny o zdrowie...
— E! to waryat... zowołał Beniowski... doktor jest i zdaje mu się że wszyscy chorzy... choćby zabić byle mu kurować... Temu to się nikt nie wywinie... Jeźliś zdrów da ci lekarstwo żebyś nie był chory... a zawsze nie przepuści sucho... ja się go boję...
— A taki dobry człowiek! dodała Hanna.