i uczyniono najmilszą w świecie istotą... Umysł się żywo rozwinął pod tem gorącem słonkiem, nie mniej uczucie, ale życie i przyszłość za różowo, za świetnie przedstawiały się jego oczom. Serce było jak najlepsze, popędy najszlachetniejsze... ale głowa rozmarzona zawczasu, a temperament płomienisty...
Prowadzić go na pasku, ostudzać, było już za późno i nadzwyczaj trudno, a do zbytku woli ukrócać nie dozwalało przywiązanie, nie dopuszczał rozum, bo dziecko trzymane za surowo, zawsze później woli na swawolą użyć jest skłonne... Z daleka tylko baczono na kroki jego. Poszło wychowanie po myśli matki i dziada, chłopak wyszedł z niego poczciwym, zacnym ale trochę szalonym i gorączką...
Od owej tajemniczej śmierci ojca, dziwnej, nierozjaśnionej, chociaż podejrzenia rodziły się różne a Dziadek na chwilę nie poprzestał śledzić najmniejszych okoliczności, zatarły się były pierwsze wrażenia znacznie i drobne poszlaki które mogły obwiniać Szymbora... zapomniane zostały. Dziadunio tylko zamknięty, milczący, na chwilę nie wyszedł z obranej raz roli inkwizytora. — Halina milczała, płakała... nikt nie wiedział co się działo w jej duszy; ale stosunki z Szymborami pozostały na
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.