Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

tu niema do kogo, chyba do ciotki (rozśmiał się Szymbor, a Władek zaczerwienił) co nie byłoby zabawnem, gdyż ciocia zbyt sentymentalna, a prawdę rzekłszy przywiędła i malowana.
Wątpię żebyś na seryo bardzo był zachwycony wnuczką tego waryata... Wszyscy zgodnie świadczą że dziewczyna bardzo piękna... ale podobno zanadto rozumna i surowa. Tam, choćby ci wygodnie było poumizgać się, nie ma najmniejszej szansy... bo to ma być heroina jakaś... to do niczego nie prowadzi, chyba do ołtarza, co dla ciebie zawcześnie... W sąsiedztwie zkądinąd na panny nieurodzaj, młodych mężatek do bałamucenia tak dalece niema, wdówek świeżych braknie... Czekałyby cię więc uroczyste nudy, gdyby nie poczciwy (nie chwaląc się) wujaszek, który młodym był, zna młodego serca aspiracye, wie jak to są drogie chwile których się darmo tracić nie godzi... i... napatrzył dla ciebie... perełkę... To mówiąc Szymbor w końce złożonych palców pocałował się, Władek się rozśmiał... ale był zaciekawiony.
— Mówię ci, kończył wuj — bez przesady napatrzyłem dla ciebie perełkę... Ale sza! cicho! tajemnica między nami dwoma... Perełka!!