Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

nionych faktów i majętnych zwłaszcza Moskali. Zadumał się nie mogąc sobie tego wytłumaczyć... wuj odgadł myśl jego milczenia.
— Pojmuję, rzekł, że ci się dziwnem wydawać może, z ust Szymbora słyszeć coś podobnego? Ale ja ci po swojemu dobrze życzę... i obowiązki młodości rozumiem.
— Nie wątpi przecież wuj, że im w danym razie zadosyć uczynię.
— Nie wątpię, ale widząc cię tak obojętnym dotąd na to co cały kraj do głębi porusza, przyznaję się, uląkłem nieco, żeby w tobie nie znaleść zbyt na ten raz rozsądnego człowieka. Musiałbym rozwagę pochwalić... ale... ale czasem zbytek rachuby oddziaływa na całe życie...
A po chwili spojrzawszy na zamyślonego siostrzana, dorzucił ruszając ramionami:
— Z tego nic nie będzie, to najmniejszej nie ulega wątpliwości, kilku gorączkowych bohaterów pójdzie na Sybir, dużo nastrzelają i nawieszają, wielu poucieka, kraj do góry nogami Moskale wywrócą... ale nie mniej awanturę zrobić trzeba i od niej się usunąć młodemu niepodobna.
Ba! ja sam nie ręczę, żebym przyparty okolicznościami nie palnął jakiej mowy do bratniego