przenosi się w szranki pracy i wykształcenia... obok cywilizacyi Germanii staje uczucie polskie wykołysane wiekami rycerskiego bohaterstwa. Oprócz tego przeszłość z wyrobionym swojego życia trybem i zasobami, — staje obok teraźniejszości zwątlonej przesilenia chwilą, na którą padło jej wychowanie; niepewnej siebie, dobrych chęci a zastyglejszego serca. W Dziaduniu dogorywa co było najenergiczniejszego w przeszłości... w rodzinie jego porywy tylko widzimy, walkę, pragnienie podniesienia się i bezsilność.
Te smutne symptomata niestety — w życiu, co krok spotykamy. — Nie zbywa nam na dobrych chęciach, nie brak pojęcia naszego programu. — Nie mamy siły do wykonania. Wszystko rozpływa się w słowa, wszystko rozwiewa w rozprawach, rozprasza po kartach, ulatnia w mowach świetnych... jesteśmy jak załoga okrętowa w chwili gdy statek tonie, spierająca się jakich użyć środków ratunku... zamiast stać u pomp, rudla i masztów.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.