pojmiesz jakiej wagi rolę i tu młody, pracowity człowiek odegrać może i powinien... Z czasem... obszerniej o tem, na dziś dosyć.
Mam ci mówić o rzeczy draźliwej dodał Dziadunio. — Nie jesteś już dziecko, spodziewam się że mnie zrozumiesz tak jak ja pojętym być żądam... Trudno mi nieco wytłumaczyć ci dla czego nie życzyłbym sobie, ażebyś zbyt blisko, nadto często i poufale zadawał się z Szymborem. Jest to właśnie wzór obywatela jakim ty być nie powinieneś... Nie ma tak dalece nic przeciwko niemu, człek gładki jak moneta wytarta co zbyt długo chodziła po rękach — świata wąchał, ludzi zna, w głowie nie źle choć mu to się na nic nie zdało... w gruncie... brak mu zasad, sceptyk we wszystkiem, a gawędy jego nie są zdrowym dla młodego pokarmem. Mówią że górale przywykają do arszeniku, do wszystkiego można przywyknąć... ale niekoniecznie potrzeba zbyt się oswajać z trucizną. Nie dawaj mu się ani poufalić z sobą, ani zbyt powodować...
Wierz staremu — najświeższy owoc przy nadgniłym leżąc psuć się musi. Nie mówię żeby on tak znów... miał być zepsutym... ale lekkomyślny jest, zużyty, skwaśniały... bodaj czy duszą nie starszy odemnie, cobym mógł być ojcem jego...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.