Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tacy ludzie jak Szymbor, dodał z cicha Dziadek... im większą w młodych widzą wiarę, szlachetność, tem ich goręcej starają się podobnemi do siebie uczynić... a przyznam ci się że gdybyś nawet miał razem odziedziczyć cały dowcip Szymbora... nie życzę sobie abyś jego lekkość, płochość nabył, sybarytyzmu i cynizmu...
Wasze pokolenie lepszem być powinno moralnie, choćby nawet naukowo niżej stanąć miało... Po encyklopedystach co to umieli wszystko, nic w istocie nie umiejąc, przychodzicie wy ludzie specyalniejsi, mniej świetni, mniej z ogółem rzeczy oświadomieni... ale na dzisiejszy czas potrzebni...
Nic ci więcej nie mam do powiedzenia Władku — tylko, bądź ostrożny, nie zbyt ufny... zachowaj dlań przyzwoite względy... ale myśl zawsze czy to co ci doradzi istotnie dobrem dla ciebie...
To mówiąc Dziadek drzwi otworzył i wyprowadził Władka do salonu...




Dawne posiadłości Szymbora, które wkrótce po jego ożenieniu przeszły spadkiem na wierzycieli, i sąsiednie wioski Zegrzdów leżały — na granicy