Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.

nad jeziora szwedzkie, na wschód, do Ameryki — gdzie zamarzyło — przywożąc z sobą zapasy życia na długo.
Lepszego przewodnika i nauczyciela nad ojca mieć nie mogła. Stamm znał cały świat a pokazywać go umiał..... Tymczasem matka nieznużona gospodarzyła, krzątała się, rachowała, spełniała instrukcye (gdyż kierunek główny nie do niej należał) a gdy radzca powrócił, znajdował Waldauskie gospodarstwo na coraz świetniejszej stopie, koszta podróży opłacały się albo suchemi gałęźmi z lasu lub jakiemiś odpadkami gospodarskiemi, o którychby on nawet nie pomyślał.
Gdy pani Lenora została w domu sama, jadła z czeladzią, a czeladź karmiono trochę gorzej od wołów.
Całym zbytkiem tego domu była córka, ale też dla niej nic nie żałowano — ilekroć ojciec chciał uczynić uwagę tyczącą się wydatku, surowe żony wejrzenie zamykało mu usta. Dla Izy nic nie było za drogie, za kosztowne, każda jej fantazya musiała się zmienić natychmiast w rzeczywistość.
Ale też Iza nie miała wymagań nadzwyczajnych, nie można jej było nazwać dzieckiem zepsutem — chyba geniuszkiem który grzecznie się obchodzi ze