Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

śmiertelnikami — choć dobrze wie że jest od nich szlachetniejszej, wyższej natury.




Śmiano się nieraz w Europie z naszego życia wiejskiego, z tych przyjęć tak gościnnych na które już Kochanowski narzekał, z otwartych na oścież domów, które nieustannie wędrującej szlachcie tygodniami, miesiącami... służyć musiały za przytułek... Ale było też coś dziwnie szlachetnego i pięknego w tej nieoględności i zbytku; pochwalić go nie można a uczcić potrzeba. Gospodarz stawał się sługą, wszystko co najlepszego dom miał składano przed gościem którego Bóg zsyłał. W wielu dworach to miejsce u stołu dla przybysza stało nakryte zawsze, świadcząc o gotowości spełnienia obowiązku, który był w obyczaju, tradycyi i poszanowaniu. Biada szlachcicowi który choćby tylko gościnne konie do gospody odesłał, a ludzi nie nakarmił i dworu.... Nowy ten zwyczaj, który się z austeryami po wsiach narodził, wywoływał oburzenie powszechne.
Gdy zabrakło gościnnych pokojów, a pora nie dozwalała umieścić w szopie lub lamusie na świeżem sianie, słano pokotem po pokojach. Zwykli