Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/192

Ta strona została uwierzytelniona.

do obozów i niewczasów przyjezdni nie narzekali na niewygodę.
Dziś się to już wielce zmieniło, zostało tylko w pamięci, ale przed nie wielu jeszcze latami patrzaliśmy na dwory i ludzi w których nigdy obiad nie był bez gościa. Bogaty i ubogi równie serdecznie bywał przyjmowany, czy poszóstno przyjechał czy pieszo przywędrował....
Domyśleć się łatwo że zajechać mając do Borkowiec, do pana radzcy von Stamm, nie godziło się rachować na staropolskie przyjęcie.
Szymbor nie mówiąc nic ani do kogo jechali, ani jakich tam ludzi zastać mogli, wprost kazał naprzód zdążać do — oberży.
Ta nowa instytucya użytku powszechnego znajdowała się już w Borkowcach, wzniesiona na ruinach starej karczmy żydowskiej, a potrzeba jej tłumaczyła się żwirówką która przez wieś przechodziła i wielką liczbą podróżnych, kupców, czeladzi która do p. Stamma przybywała, a o którą on się wcale nie troszczył, gdzie miała jeść, pić i nocować. Postawiono więc oberżę alias Hotel pod Koroną Pruską, i osiadł w nim dymisyonowany inwalid kuchenny, założywszy na dole dla kolonistów niemieckich i fabrykantów piwiarnią, bilard, a na gó-