Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.

przez półotwarte drzwi które wewnątrz łańcuszek obwarowywał, ukazała się służąca zaciekawiona i zdziwiona z pończoszką w ręku. W skutek zręcznego parlamentowania goście wpuszczeni zostali na dół do pustego saloniku, którego drzwi szklane wychodziły w cienisty, niemiecki, szczuplutki ogródek, dosyć wykwintnie przystrojony. Składał on dziesiątą część tego co dawniej było pańskim wirydarzem, a dziś stało się polem wybornem i eksploatacyą warzywną.
Salonik, w którym nikogo nie było w tej chwili, świeżo wyglądał i smakownie, ale nowo i po miejsku. Ściany zdobiły sztychy z Kaulbacha illustracyi niemieckich poetów, kilka poważnych kompozycyi Corneliusa, Schnorra, Wislicena, Lessinga. Przepyszny fortepian Blüthnera zajmował miejsce honorowe, a przy nim półka z biustem R. Schumanna przepełnioną była mnóstwem partytur i kompozycyi wszelkiego rodzaju.... Na stole stosami leżały albumy i illustracye, mnóstwo literackich dzienników niemieckich, angielskich, francuskich....
Na konsolach u ścian stały ładne rzeźb słynniejszych redukcye, przypominające arcydzieła starej i nowej sztuki, Venus z Milo, głowa Junony Borghese, Jowisz kapitoliński, Mojżesz Michała