Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/195

Ta strona została uwierzytelniona.

Anioła, kilka kompozycyi Raucha, Danneckera, Thorwaldsena, Canowy....
Zresztą ozdoby tego pokoju były nader skromne, meble niewytworne, choć kształtne i niewiadomo jakim cudem, złoto nie lśniło do zbytku.
Władek rozglądając się po saloniku mocno był zdziwiony — nie wiedział dokąd przybył, do kogo — wnosił z tego co widział, że wuj zawiózł go nie tak źle jak się obawiał — bo przynajmniej w towarzystwo ludzi wykształconych i oswojonych z myślą i sztuką.
Szymbor uśmiechał się do siebie w duchu, obrachował był dobrze iż mu nic zarzucić nie będzie można, a przecież wiedział, że popełniał zdradę.
— Gdyby ci z tego salonu kazano sądzić o mieszkańcach domu? — zapytał szydersko.
— Powziąłbym o nich wyobrażenie jak najpochlebniejsze — odpowiedział z cicha siostrzeniec.
— No, widzisz przecie iż wuj cię nie gubi i lada gdzie nie wciąga.
Prawe drzwi saloniku otwarły się i wszedł widocznie świeżo do gości ubrany, z pękiem wstążeczek u guzika b. radzca ministeryalny von Stamm. Malowało go bardzo wielu utalentowanych artystów, fotografowali najbieglejsi w swoim fachu sy-