muzyka... patrzał zdumiony, oczarowany od razu, olśniony nie wierząc oczom — na twarzyczkę, na rączkę o wysmukłych paluszkach, tak rzadką u niemieckich dziewic, na kibić posągową, na tę pierwszą Arminiusza prawnuczkę, która dlań ideał muzy germańskiej wcielała. A miał lat dwadzieścia i wszyscy go uznawali nader płomienistą istotą.
Stryj przybrał minkę Mefistofelesa przy pierwszem spotkaniu z Gretchen idącą do kościoła... patrzał na swe dzieło śmiejąc się w duszy.
Radzca niemal zakłopotany preludyami prosił siedzieć poraz trzeci i głośno. Iza chwyciła krzesło i upadła nań niby zmęczona. Nie każda z pań usiąść umie z krynoliną, lub zbyt myśli jak usiądzie, ona rzuciła się na siedzenie z zadziwiającą gracyą i łatwością.
Widocznie szło teraz o to Szymborowi aby kochanego papę odciągnął, a dwoje tych ludzi już pożerających się oczyma sam na sam zostawił.
Iza która umiała każdą plastyczną piękność ocenić jako artystka, była naprzód już prawie zdumioną tym antinousem w myśliwskiej kurtce, który się jej zjawił tak niespodzianie. Los chciał nawet by ten ubior zaniedbany, bardziej malowniczy niż frak, do twarzy był chłopcu... Dla Izy piękność
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/200
Ta strona została uwierzytelniona.