Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.

— No, a cóż? czy nie perła? nie perła? tryumfująco zapytał Szymbor.
— Cudna! przecudna perełka! odpowiedział z zapałem Władek — dla czegoż jej w polskiem morzu nie znalazłeś?
— Mój drogi — rzekł wuj — u nas się takie nie poławiają; powiem ci szczerze, nie każdego by też ona tak jak ciebie zachwyciła — chociaż do stu szatanów — zachwycająca!!
Władek zamyślony echem tylko powtórzył — zachwycająca.
— Niech że to służy za dowód moich najszczerszych uczuć wujowskich dla acana dobrodzieja — dodał poważnie Szymbor... poświęciłem się dla ciebie aż do picia niemieckiej kawy z sucharkiem cnotliwym ale czerstwym o ósmej wieczorem... To ci da miarę miłości mej...
Władek zmilczał, dochodzili właśnie do oberży pod Pruską Koroną, gdzie oprócz kieliszka wódki i kawałka szynki, Szymbor nie miał się czem posilić, a w dodatku nocleg był niewygodny.
Władek też oka nie zmrużył do dnia, a śpiewało mu w głowie ciągle — Andante con moto tranquillo.