Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.

fortuny nie przegrasz... wlazłszy między wrony, trzeba krakać jak i ony... Nawet gdybyś coś poryzykował i puścił nie źle by było... Idzie o to ażeby ludzie nie mieli cię za pedanta, żaka... i żebyś sobie u nich miłość kupił, która się przyda. A nie nabędziesz jej inaczej jak stając do kielicha, rznąc śmiało co ślina do ust przyniesie i okazując że zbytnio o grosz nie stoisz.
— Ale mnie wcale o popularność nie idzie, rzekł Władek...
— Słuchaj mnie, i ja sobie z niej kpię, dodał wuj, ale to są takie czasy gdzie się ona przydać może...
Okna w pałacyku były otwarte, przed stajnią pełno bryczek, powozów, ludzi, koni i psów; po pokojach przy likworze po kawie i dopijaniu szampana przez niektórych amatorów, siedziało mnóstwo różnego wieku osób w najróżowszych humorach. Śmiechy rozlegały się szeroko... Niektórzy już do stolików z kartami dążyli aby marnie czasu nie tracić... Władek zaprezentowany wąsatym i łysym współobywatelom których jeszcze nie miał znać honoru, nie ściągając zbytniej uwagi, usunął się trochę na bok.
Rozprawiano na przemiany o myśliwstwie, ko-